Gdy nie ma Mamy w domu...


Wyjechałam z domu, a Tato przeszkolił kulinarnie Majuchę i przekazał tajemną wiedzę przyrządzenia ... BUDYNIU.
Szkoda, że nie przepysznych kanapek, które z chęcią spałaszowałabym po tańcowaniu.
No nic... Zostańmy przy tym ciężki zadaniu - ugotowaniu budyniu. Wskok w domowe fatałaszki i do dzieła!
Po relacji fotograficznej, śmiem stwierdzić, że Córka całkiem nieźle sobie poradziła i nic/nikt nie ucierpiał. Nie rozumiem tylko tej degustacji części płynnej na samym początku. Nie wnikam, to w końcu ich tajemnica. ;)



Zdjęcie pt. "TJU"! ;)


Za to ja przyrządzam inne pyszne rzeczy ;) Gotowana kukurydza z masełkiem, która chodzi za mną od początku lata. Polecam!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz